Od ostrej krytyki polityki klimatycznej Unii Europejskiej rozpoczęła się trzecia część dyskusji w ramach konferencji "Górnictwo 2013" (22 bm.), poświęcona redukcjom emisji dwutlenku węgla i likwidacji szkód górniczych.
- To nie są rozwiązania prorozwojowe. Unia nie uwzględnia faktu, że w Polsce 90 proc. energii pochodzi węgla i szybko tego nie zmienimy. Niestety, najgłośniej przeciwko energetyce węglowej krzyczą ci, którzy dużo z niej korzystają, zwłaszcza Niemcy. Dziś zaostrzone ambicje unijne względem energetyki zagrażają naszej gospodarce. To nie jest pakiet walki z emisjami, tylko z węglem - argumentował Tomasz Konik, ekspert Deloitte, dyrektor Biura w Katowicach i Krakowie.
Jego zdaniem sukces tkwi w modernizacji polskiej energetyki. Tymczasem sprawność bloków energetycznych ledwo przekracza 30 proc. Jedyny powstający obecnie blok w Kozienicach zaplanowany jest na 45 proc.
Głos zabrał również Michal Heřman, prezes zarządu PG Silesia, który przysłuchiwał się dyskusji podczas szczytu klimatycznego w Warszawie.
- Odnoszę wrażenie, że w Europie panuje bałagan, jeśli chodzi o politykę energetyczną. Francja uzależniona jest od atomu. Niemcy z kolei nie widzą przyszłości w energii jądrowej. Austria i Norwegia stawiają na energetykę wodną, z kolei w Polsce i Czechach dużą rolę odgrywa wciąż węgiel. Wszyscy dyskutują, ale wniosków brakuje lub są przeciwstawne. Przy tak prowadzonej polityce ujednolicenie zasad w sektorze energetycznym i w kwestii redukcji emisji jest niemożliwe. Europa traci czas i konkurencyjność, popełnia samobójstwo gospodarcze - skwitował Heřman.
Jego zdaniem europejskiej polityki energetycznej nie tworzą ludzie biznesu, lecz politycy. - I to jest katastrofa - zaznaczył.
Piotr Litwa, prezes Wyższego Urzędu Górniczego, wskazał na fakt, że Unia Europejska lansuje w sposób formalny i oficjalny odnawialne źródła energii, co nie powinno mieć miejsca. W jego opinii węgiel długo jeszcze będzie służył polskiej energetyce. Problem jednak w tym, czy krajowy surowiec wytrzyma konkurencję z tanim, sprowadzanym z zagranicy. Obciążenia ze strony środowiska są bowiem coraz większe.
Strony skłonne są do dialogu
W dyskusji poświęconej likwidacji szkód górniczych i kontaktom na linii górnictwo-samorząd wiele do powiedzenia miał Dawid Kostempski, prezydent Świętochłowic i przewodniczący Górnośląskiego Związku Metropolitalnego. Według niego obie strony skłonne są do dialogu jak nigdy wcześniej. Spółki węglowe likwidują szkody, ale zdarza się, że przekazywane środki nie są wystarczające. Na terenie Rudy Śląskiej jest 600 miejsc, gdzie wystąpiły szkody górnicze. Miasto otrzymuje środki od górnictwa, ale jest ich za mało. Bytomiowi obiecano 400 mln zł. Miasto jest wciąż bardzo zdegradowane przez przemysł wydobywczy.
- Obecnie eksploatacja pod Bytomiem przebiega w sposób bardziej przemyślany - mówił dalej Kostempski, ale żalił się na Katowicki Holding Węglowy, z którym Świętochłowice nie potrafią porozumieć się od 4 lat w sprawie likwidacji dwóch nieczynnych szybów. Wskazał też, że gminy woj. śląskiego za własne środki rekultywują hałdy. Dlatego - jego zdaniem - nowa perspektywa finansowa Unii Europejskiej może uratować wiele planów i inwestycji, ale pod warunkiem, że samorządy znajdą pieniądze na tzw. wkład własny. Z tym - w opinii prezydenta Świętochłowic - może być krucho.
Ważne jest dobre prawo
Uczestniczący w debacie Tomasz Konik tłumaczył, że wiele gmin na Śląsku funkcjonuje tylko dzięki górnictwu.
- Dochody z tytułu podatków i opłat są duże, ale prawodawstwo w tym zakresie stale się zmienia i żadna ze stron nie jest pewna jutra. Dlatego tak ważny jest dialog pomiędzy górnictwem i samorządami - wyjaśniał.
Wyraził też przekonanie, że powrót do opodatkowania wyrobisk podziemnych może zupełnie pozbawić nasze górnictwo konkurencyjności.
Za dialogiem na linii gminy-przedsiębiorcy opowiedział się także Piotr Litwa.
- Jest on niezbędny na każdym etapie działalności i musi uwzględniać interesy obu stron. Miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego nie mogą stwarzać sztucznych barier dla rozwoju gospodarczego, powinny za to zapobiegać dewastacji środowiska. Przedsiębiorca musi zadbać o takie warunki prowadzenia działalności, które będą czytelne oraz wykonalne. Już na samym etapie projektowania robót należy wziąć pod uwagę, że po zakończeniu eksploatacji trzeba będzie naprawić wszystkie szkody wyrządzone środowisku - zaznaczył prezes WUG.
Wspomniał przy tym o skrajnościach. Podczas gdy jedne gminy z utęsknieniem wyczekują nowego inwestora, inne, mające szansę czerpania korzyści z działalności górniczej, za wszelką cenę próbują pozbyć się kopalń.
Tymczasem dla Michala Heřmana być przedsiębiorcą górniczym to przede wszystkim utrzymywać dobre stosunki ze społeczeństwem.
- Pragniemy być partnerem dla samorządów i myślę, że w 90 proc. to się nam udaje. Remontujemy drogi, sponsorujemy akcje sportowe i kulturalne, pomagamy w różny sposób - wyliczał w trakcie dyskusji.
Wymienił trzy poziomy realizowanej współpracy - biznesowy, społeczny i polityczny.
- Wielu samorządowców pyta mnie, kiedy planujemy rozpocząć eksploatację pod tą czy inną gminą, bo z tego będą korzyści. Takie podejście cieszy, ale chcemy unikać gier politycznych. Na tej płaszczyźnie współpraca wydaje się nam najtrudniejsza - ujawnił na zakończenie debaty szef PG Silesia.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
